Rozgość się, odkrywaj skarby ✨






Zupełnie nieświadoma tego, co zaraz zobaczę, podeszłam do ogromnych, ozdobnych drzwi. Podniosłam wzrok, by spojrzeć przez szybę i w tym momencie, mimo że stałam zupełnie sama pod obcą kamienicą wyrwało mi się głośne „o wow”!

Przechodzący obok mężczyzna z papierosem tylko popatrzył na mnie z ukosa. 

Po chwili weszłam do środka i było jeszcze lepiej ❤️ Ujęły mnie odrestaurowane z dbałością detale bogatego sufitu w sieni, wspaniałe posadzki (co w moim przypadku nikogo raczej nie dziwi), masywne, metalowe balustrady, oryginalna stolarka drzwiowa i zupełnie urocze sufity na półpiętrach. 


Ta kamienica wciąga. Jeden detal naprowadza tutaj na kolejny. Chce się wejść dalej, a wszystkie składają się na wspaniały klimat minionych czasów. Wyraźnie się czuje go tutaj w powietrzu.










 

- U nas tu nic nie ma. W sensie jakichś zabytków. Nie warto, o nie. 


Ledwo ucina zdanie stanowczą kropką, gdy słyszę skrzypienie starych drzwi. W progu staje pan o srebrnych włosach. Mąż. Wskazuję posadzkę pod jego stopami, jakby miała zapewnić mi bilet do środka.


- Brudno tylko, remont, pył lata i już się sama na to wkurzam. No ale jak pani bardzo chce, to wpuszczę.


Zdarza się, że mieszkańcy nawet najpiękniej wyposażonych kamienic wciąż powtarzają, że u nich „nic nie ma”. Jakby widzieli wybiórczo, a w miejscu tych wszystkich detali były czarne plamy. Nie ma starych kafli, posadzek we wzory jak z kalejdoskopu, sztukaterii wijących się po ścianach, kolorowych, trawionych szybek, rzeźbionych balustrad, czy misternych, metalowych elementów schodów, przez które w ładne dni przenikają promienie słońca.


Czy to siła przyzwyczajenia? Mijają te same detale po 30 lat, codziennie. Inna estetyka?  Tak naprawdę w kamienicy mieszkać nie chcieli i woleliby przytulny, nowoczesny blok. A może porównanie do całej ulicy czy kwartału, gdzie w każdej klatce coś jest, ale to takie normalne, a jednocześnie wszystko po równo zaniedbane?


Klucz zgrzyta w zamku i jestem po drugiej stronie. Przed Wami jedno z tych „nic”.





Wrocław | Przedmieście Oławskie



Są takie rzeczy, które nie dają spokoju. Strzęp informacji, który rozbudza wyobraźnię. Wyraz, który wystaje spod płatu złuszczonej farby. Nazwisko na starym chodniku, które prowadzi do warsztatu kamieniarza w pięknej, opuszczonej kamienicy.

Najlepiej jest, kiedy z takiego okruszka rozwija się cała historia.


Sufit

- Dlaczego pani robi zdjęcia?

Pyta mężczyzna który przed chwilą zbiegł w kapciach po schodach. Mówię, że dla siebie, jednak to nie wystarcza.

- Ale dlaczego pani je robi? - dopytuje z lekką presją.

Chwilę się waham. Po co przyszedł? Żeby mnie wygonić? Sprawdzić? Wyjaśniam, że tworzę kolekcję zdjęć kafli z klatek schodowych we Wrocławiu. Robię to prywatnie, nikt mnie nie przysyła. I chyba zdaję jego test, bo nagle zmienia ton.

- To proszę zobaczyć, tu nad głową jest takie coś - pokazuje na wystający z sufitu metalowy kołek - to miejsce po żyrandolu. Jakim? - zawiesza pytanie i zaraz odpowiada - Na gaz. Rzadkość. Może pani zrobić zdjęcie.

Rozgląda się, przechodzi w stronę drzwi i prezentuje dalej.

- Tutaj były piękne freski na suficie. Ale wie pani, koło dwutysięcznego roku był remont - robi szeroki łuk ręką - i wszystko zamalowali. Były tam amorki, kolorowe, trochę dziecinne. Ale ja je pamiętam z dzieciństwa. Mieszkam w tej kamienicy cały czas.

Pamięć go raczej nie myli. O freskach na ścianach wspominają konserwatorzy zabytków. Putta można spotkać na fasadach okolicznych kamienic. To częsty motyw.

Uwieczniam zamalowany sufit. Typowy dla tej okolicy. Przyglądam się mu. Na powierzchni farby widać już spękania. Co odsłoni farba gdy odpadnie?




"Ruter" z Drezna

Mężczyzna sprawia wrażenie zainteresowanego historią tego miejsca. Wymienia przedwojenną nazwę ulicy - Reuterstrasse. Mówi, że nie zachowało się żadne zdjęcie tej kamienicy sprzed wojny, sprawdził w Internecie.

- Ale w Dreźnie do dzisiaj żyje jej właściciel. Taki stary Niemiec a się trzyma! Nazywa się... Zaraz... Thomas to syn. A on jest Ruter Kronner, Kriner? Jakoś tak.

Rozmowa urywa się, kiedy z mieszkania na piętrze woła starsza kobieta.

- Kafelki są tylko dotąd, zawsze tak były - rzuca na zakończenie przez ramię, choć wcale nie pytałam.

Póki pamiętam, zapisuję tylko nazwisko przedwojennego właściciela w telefonie.



Poszukiwania

Wracam do domu i pierwsze co robię to szukam nazwiska Kronner w adresbuchu z 1935 roku. Sprawdzam też Kroenner, ale bezskutecznie. Nie pasuje. W międzyczasie weryfikuję niemieckie imiona. Nie ma wśród nich Rutera. Najbliżej jest Ritter. Ale po nim też nie ma śladu w książce z adresami. Może mam za stary egzemplarz, bo skoro szukana osoba żyje, musiała być dzieckiem, gdy opuszczała Breslau.



Żałuję, że nie zdążyłam dopytać skąd spotkany mężczyzna wie o przedwojennym właścicielu. Taki jest już urok spontanicznych rozmów. Czy znał Rittera i Thomasa? Domyślam się, że tak, skoro nie tylko wymienił ich nazwisko, ale też imię syna. Może kiedyś utrzymywali kontakt? Z Drezna nie jest daleko. Czy przyjechali po latach i zapukali do mieszkania mojego rozmówcy?

Przedwojennego zdjęcia kamienicy rzeczywiście nie ma na stronach z archiwalnymi fotografiami. Może znajdę je w archiwum budowlanym i poznamy resztę historii?

To miasto ma jeszcze sporo do opowiedzenia.




Wrocław | Orzeszkowej

Różowe światło neonu pada na taflę stuletnich kafli. Lśnią, bo zostały właśnie odrestaurowane. Jeszcze niedawno ze ścian wystawały resztki metalowych prętów, dzisiaj stoją pod nimi kartony z napojami. Jak do tego doszło i co właściwie kafle mają wspólnego z agatem?

Z kaflami jest jak z agatem 

Agat to minerał, który z wierzchu wygląda jak przeciętny, brunatny kamień, a dopiero po dostaniu się do wnętrza takiej agatowej buły, pokazuje swoje wszystkie barwy. I kafle i agaty mija się czasem zupełnie nieświadomie. Można przechodzić obok niepozornych kamienic codziennie w drodze do pracy lub warzywniaka i nie mieć pojęcia, że w środku kryje się zupełnie inny świat. Cała Galaktyka Starych Dekoracji lub Ogród Ceramicznych Tajemnicw którym akurat przysiadły pawie.

I to jest ok, bo nie każdemu musi od razu uciekać wzrok w kierunku uchylonych drzwi. A pewnie garstka czuje potrzebę się wślizgnięcia się przez nie do wnętrza. Mam oba te objawy (przyznaję, nasilają się z wiekiem 😉) i mimo wszystko tych kafli nie wytropiłam.


Sekretny wystrój

A byłam blisko. Baaardzo blisko. Na wyciągnięcie ręki. Dosłownie! Na dowód dodaję zdjęcie siebie (no hej 🙂) we własnej osobie, stojącej w progu remontowanej wtedy kamienicy z bardzo udanego spaceru po Ołbinie w 2017 roku. Ale, że są w niej ukryte kafle, miałam dowiedzieć się dopiero za rok.


Dlaczego nie poznałaś się na nich od razu? - słusznie zapytacie.

Otóż były schowane znacznie bardziej niż reszta. Dokładnej to ostatnie 20, a może 30 lat spędziły pod panelami w sklepiku osiedlowym. Gdy wreszcie się pokazały, dostałam wiadomość od jednego z Was, że są. Ale zanim powierzchnia kafli odbiła ciepłe światło neonu musiało zdarzyć się coś nieoczywistego.



Co one tam robiły (tyle czasu)? 

Na początku poprzedniego stulecia w Breslau, dziś Wrocławiu, budowano osiedla takie jak Ołbin, Huby, czy Krzyki. Powstawały tam sklepy o nowym standardzie higienicznym i estetycznym. Głównie mięsne i piekarnie. Wyposażenie takiego sklepu nie było wcale tanie, ale czasem możliwe do wygrania w konkursie na najlepsze wyroby. (Jedno ze zwycięstw sprawiło, że w niewielkim Janowcu koło Gniezna do dziś możemy oglądać cały oryginalny wystrój przedwojennego sklepu mięsnego.)

Jeszcze w latach sześćdziesiątych korzystano z takich punktów zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem, więc kafle się przydawały. Później, z nadejściem '90 dekady modne zrobiły się sklepy wielobranżowe, za to kafle – przestarzałe. Zamiast kuć ściany i robić bałagan łatwiej było przykryć je panelami. Albo też warstwą tynku jak w Szczecinie przy Pocztowej 19. No ale umówmy się, gdyby nie to, nie byłoby emocjonujących filmików ze zdrapywania zaprawy ze ściany, pod którą pojawiają się i wzory, landszafty i inne cuda. Zobaczcie koniecznie o tutaj (Monika, pozdrawiam serdecznie 🙂).


Kafel i falafel

Po zdjęciu paneli pojawiła się niespodzianka, która jak się niedługo okazało, może opóźnić otwarcie.  Jednak historia ułożyła się na tyle dobrze, że gospodarz lokalu zainwestował swój czas, zasoby oraz cierpliwość w konserwację kafli. Remont przebiegał pod opieką konserwatora, który początkowo wymagał renowacji całości, ale w ramach kompromisu między ochroną zabytku oraz dostosowania go do nowej funkcji z finansami w tle, zgodził się na odnowienie jednej z trzech ścian. Materiał do uzupełnienia ubytków pozyskano częściowo z innej, podobno bardziej zniszczonej powierzchni (według najemcy w kaflach były dziury po miejscach mocowań haków i robionej po wojnie instalacji elektrycznej). 

Powstał tutaj lokal gastronomiczny z popularną kuchnią bliskowschodnią. Niewielki, dlatego tę restaurowaną ścianę w trakcie remontu przebito, żeby po połączeniu z sąsiednim pomieszczeniem było miejsce na stoliki dla gości. W wielu krajach, gdzie serwuje się dania tutaj podawane powszechnie występują ozdobne płytki na podłogach i ścianach. Idąc tym tropem, kafle, choć poniemieckie pasują do wystroju. Jak to we Wrocławiu bywa, stare łączy się z nowym w zaskakujące formy.

Ostatnio w temacie kafli coś naprawdę ruszyło. Możemy cieszyć się takimi realizacjami na klatek schodowych jak kafel #74 i kafel #75. A zapowiadają się kolejne. I kto by trzy lata temu pomyślał, że będziemy świadkami tak brawurowych renowacji jak ta przy Kilińskiego

Dobrze, że coraz częściej umiemy dostrzegać w niepozornych kamieniach agaty.



A skoro jesteśmy w temacie gastronomii, to na deser ten sam wzór w wersji żółtej z wrocławskich Hub:


Wrocław | Reja 


Wszystko zaczęło się ponad 2 lata temu od wystawy zdjęć z kaflami.


Myślałam, że znam swoje zdjęcia na pamięć, ale bardzo dobrze pamiętam kiedy pierwszy raz zobaczyłam ich wydruki. Duży format sprawił, ze jak na dłoni widać było piękne spękania szkliwa, ale było coś, co uderzyło mnie bardziej. Kolory. Prawie świecące od nasycenia. Kafle nie tylko wyglądały jak cukierki... To była prawdziwa magia.


Grudzień jest miesiącem refleksyjnym, czasem podsumowań. Kończy się rok, wieczory są długie, a w tym roku spędza się je w domu z kubkiem ciepłej herbaty. Dlatego ostatnio przeglądałam zdjęcia z wystawy. Pomyślałam, że chcę taki plakat. Miałam wreszcie czas, więc go przygotowałam, wybrałam odpowiednią drukarnię i wydrukowałam. W drodze powrotnej nie mogłam się doczekać, kiedy otworzę paczkę. Wyglądał naprawdę pięknie. Poczułam się spełniona, że mam coś osobistego, wynikającego z pasji. Zapytałam, czy też taki chcecie. Spotkałam się z entuzjazmem, za co serdecznie Wam dziękuję ❤️


Postanowiłam wprowadzić pomysł w życie  :) 


I tak prosto z pasji i serca powstały plakaty. Przeniosłam na papier kafla #58kafla #25 i wrocławski kaflowy klasyk, pawia z Ołbina, kafla #20.


Do sprawienia sobie radości i obdarowywania innych ❤️


Zamawiać można tutaj: plakaty






"Chodź po chleb do tej samej piekarni" mówią ludzie od produktywności, bo rutyna oszczędza cenną energię na kreatywność. No to poszłam. Wiadomo, na Barlickiego, po najlepszy chlebek świata. Opłaciło się podwójnie. 

Przy Orzeszkowej, przez szybę widzę remont. Uszłam może dwa kroki, może trzy i wracam. To naprawdę remont kolejnej klatki schodowej na Ołbinie. A na ścianach granatowe kafle. (Bonus: gorseciki na podłodze, patrz niżej).


Widok opalanej olejnej jest jak miód na moje oczy. Farba powoli kurczy się, jej powierzchnia faluje i wraz z przybraniem formy suchego skwarka odpada od gnębionej powierzchni. Wystarczy ją lekko podważyć. Tym razem, w przeciwieństwie do kafli z Kilińskiego, spod olejnej na światło dzienne wyglądają sztukaterie. 



Pytam oczywiście o kafle. Korzystam, bo drzwi są uchylone, a w środku praca wre. Ledwo mnie słychać przez maseczkę. Poddenerwowany wykonawca mówi, że kończą i będą czyścić zakurzone kafle, ale jako pracę ekstra, dodatkowo.

Wracam z aparatem. Tym razem jest pusto. Niespodzianka: kafle są uzupełnione tam, gdzie jest pomarańczowa taśma. Nową płytkę widać dopiero pod kątem. Trzeba się przyjrzeć. Ma trochę inną fakturę.









Takich zaskoczeń więcej poproszę. Przyjmę wszystkie :)


Wrocław | Orzeszkowej ↜ warto zajrzeć

Ten sam wzór pojawia się praktyczne po sąsiedzku, przy Daszyńskiego.