- U nas tu nic nie ma. W sensie jakichś zabytków. Nie warto, o nie.
Ledwo ucina zdanie stanowczą kropką, gdy słyszę skrzypienie starych drzwi. W progu staje pan o srebrnych włosach. Mąż. Wskazuję posadzkę pod jego stopami, jakby miała zapewnić mi bilet do środka.
- Brudno tylko, remont, pył lata i już się sama na to wkurzam. No ale jak pani bardzo chce, to wpuszczę.
Zdarza się, że mieszkańcy nawet najpiękniej wyposażonych kamienic wciąż powtarzają, że u nich „nic nie ma”. Jakby widzieli wybiórczo, a w miejscu tych wszystkich detali były czarne plamy. Nie ma starych kafli, posadzek we wzory jak z kalejdoskopu, sztukaterii wijących się po ścianach, kolorowych, trawionych szybek, rzeźbionych balustrad, czy misternych, metalowych elementów schodów, przez które w ładne dni przenikają promienie słońca.
Czy to siła przyzwyczajenia? Mijają te same detale po 30 lat, codziennie. Inna estetyka? Tak naprawdę w kamienicy mieszkać nie chcieli i woleliby przytulny, nowoczesny blok. A może porównanie do całej ulicy czy kwartału, gdzie w każdej klatce coś jest, ale to takie normalne, a jednocześnie wszystko po równo zaniedbane?
Klucz zgrzyta w zamku i jestem po drugiej stronie. Przed Wami jedno z tych „nic”.
Wrocław | Przedmieście Oławskie