kafel #20 | Paw z Ołbina



Odkrycie, które stało się moim udziałem to sprawka przeprowadzki do odrapanej, paskudnej 'dzielni'. Jak to bywa z przeżyciami pełnymi szarości i smutku, nie pozostawało nic, tylko przeczekać je i zapomnieć. Szybko okazało się (bez konieczności szczególnego skupiania się na obserwacji), że jest to mało oryginalna droga.

Pobliskie ulice ciągną się bez znaczenia. Zapomniane dzieci grają w piłkę przed szkołą między zszarzałą zabudową a odymionymi czernią cegłami. Zapomniane lipy pachną zapachem, który na nikim nie robi wrażenia. Starsi, zarośnięci panowie w burych, dawno pranych czapkach uczęszczają utartym szlakiem do baru wędkarza na wątpliwej jakości trunki. Prawi obywatele maszerują krzywym chodnikiem od kościoła starając się omijać kałuże, żeby nie wybrudzić świeżo wypastowanych butów. A wszyscy są jak podziurawione tynki kamienic. Zahibernowani w nie istniejącym właściwie czasie, bo żaden z nich nie pamięta w jakim.

Aż nagle natrafiam na zaskakujące odstępstwa od normy. Takie, jak kafel #20. Są też zapomniane, ale prężą się dumnie pod warstwą kurzu. Mam wrażenie, że bezskutecznie, bo mało kto zwraca na nie uwagę. Ale zaraz! Widzę je. 

Dzisiaj 'dzielnia' obiera kurs na przypominanie.

Przewrotnie - znowu tu mieszkam i nie wyobrażam sobie przeprowadzki w okolice, gdzie co krok piętrzą się katalogowe potrzeby mieszkańców nieruchomości z oferty 'pod klucz'. W niedziele, zamiast podziwiać widok z tarasu i przystrzyżone krzewy we własnym ogrodzie, zapuszczam się w zakamarki 'dzielni', bo pociąga mnie jej potencjał. Zwłaszcza potencjał odkrywania. 












Wrocław | Nowowiejska