Czasem wracam w to samo miejsce kilka razy. Nie jest łatwo wejść do kamienicy, w której mieszkają zapobiegliwi ludzie. Tacy, co szczelnie zamykają za sobą drzwi, konserwują zamki i pilnują terminów sprzątania. Otoczenie utrzymują na pewnym poziomie, nie schodzą poniżej własnego minimum przyzwoitości. A wejście jest filtrem.

Kiedy już uda się sforsować takie odmalowane drzwi zaopatrzone w sprawny domofon, czasem można ulec dziwnemu wrażeniu. Z jednej strony jest komfort czystości, są zachowane detale, widać zaangażowanie mieszkańców, a z drugiej, wnętrze nie wywołuje emocji. Nie widać w nim ludzi ani czasu. Nie wygląda jak wystylizowany escape room czy autentyczna sala muzeum. Nie jest smutne, ale też nie budzi wyobraźni.

I choć brakuje tu łatwych, wyrazistych bodźców, takim miejscom biję w myślach brawo. A jego echo odbija się od zadbanych ścian. Kafle mają tu na medal! 👌 









Ps.
A żeby poczuć emocje o różnych odcieniach i zobaczyć różne oblicza dzielni, wybierzcie się ze mną na Ołbin! Wspólnie z @wroclovers organizujemy spacer po Ołbinie, a w programie kilka niezłych kafli! Zapisz się mailem, wyślij go na ale.mag.ja@gmail.com (tytuł: Ołbin - spacer, w treśli imię i nazwisko). Prowadzimy je do środy (dziś ostatni dzień zapisów)!

Kiedy: sobota, 29.07, g. 14:00
Gdzie: spotykamy się przy przedszkolu naprzeciwko parku Tołpy, przy kamiennej ławce.
Limit miejsc: 20
No to... Do dzieła i widzimy się!  Pamiętajcie, żeby zajrzeć do @wroclovers :)

 Wrocław | Żeromskiego

Pod piekarnią na Barlickiego.

- Patrzy pani jak kręcili film? - pyta zza moich pleców starsza, energiczna osoba - Tutaj jeszcze nie było tego nowego budynku, ale widać naszą bramę. Widzi pani, tu jest wejście, ta kanciasta brama. O! Tak, tutaj. Ale to wyglądało! Prawda? A to już 57 rok był. Tyle czasu po wojnie... Kręcą tu rożne filmy. Jeszcze w czerwcu byli. A tak, tak. Jak pani mówi? Belfer? Z młodym Stuhrem, aha.

Kiwam głową, i sugeruję, że Barlickiego ze swoim wyglądem nadaje się na plener filmowy, ale mieszkańcy mają tu pewnie... Ledwie kończę zdanie, kiedy słyszę gromkie, radosne - A my mamy super klatkę schodową! Już kilka lat temu wyremontowaliśmy wszystko, jest czyściutko i pachnąco! Wymienione schody, schludne, pomalowane ściany, wszystko miłe i zadbane - dodaje z dumą - Chce pani zobaczyć? - godzę się od razu. Przechodzimy przez kanciastą bramę z filmowego kadru. Jest teraz zabezpieczona metalowym ogrodzeniem z automatycznym zamknięciem.

- Wejście do naszej kamienicy było tu, gdzie piekarnia. W latach 70 pozmieniali, zrobili sklep. - tłumaczy. Pytam czy były w nim kafle - Takie stare? Tak, były, ale ktoś je... - pokazuje ruchem ręki zagarnianie za siebie - Tak, zawinął - potwierdza.

Otwiera przeszklone drzwi. W środku wszystko zgadza się z opisem. Jest przyjemnie, czysto. Są firanki, są rzeźbione elementy schodów pomalowane na jasnoszaro. Oglądam i uśmiecham się do siebie. Wychodzę, ale wracam się zrobić zdjęcie <zobacz na dole>. W tym czasie Pani pilnuje mojego niezapiętego roweru. Wracam do niej i gratuluję serdecznie, wyrażam uznanie i radość. Zauważam remont trwający na podwórku.

- Wywalczyliśmy pieniądze. Tak, z Budżetu Obywatelskiego. Sama tu pod piekarnią stałam i zbierałam podpisy. Inne panie szły do parku Tołpy namawiać do podpisania. I się udało. Tylko już okazuje się, że nie wystarczy. No ale, wie Pani, dzieci tutaj łódki na kałużach puszczały. Tu zaraz, sąsiadce pod oknem. A ona nie podpisała naszej listy. Powiedziała nie i już. Jest... tak, roszczeniowa. Z resztą ona nic nie robi, taki typ - ucina.

- Chcemy jeszcze wylać tutaj posadzkę - pokazuje miejsce pod naszymi stopami i rozciąga je gestem do granic kamienicy - żeby było równo, bo ta popękała. I wtedy będzie ładnie - mówi z zadowoleniem. Zauważa podziw w moich oczach. Po chwili żegnamy się, odchodzi niosąc torbę z warzywami z działki.

Otwieram ciężką, metalową kratę i wychodzę. Odjeżdżam na rowerze, lekko, z mnóstwem energii. Myślę jak nieprawdopodobne to było spotkanie. Jak trafiłyśmy na siebie. I to jeszcze na Barlickiego. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy do końca dnia.

Tymczasem niemal naprzeciwko mieszkańcy bardzo potrzebowaliby takiej Pani. W klatce schodowej - uryna i brud. Jest obco i trochę strasznie. Przyznam, że pierwszy raz tak się bałam. Za to kafle całkiem nieźle zachowane. Właściwie wystarczy tu nawet parę kosmetycznych poprawek. Trzymam za nie kciuki.







Tak, a to własnie zdjęcie zadbanej klatki schodowej z Barlickiego. Firanek akurat nie widać, ale wierzcie mi, były. Swoją drogą przedwojenna nazwa Barlickiego to Schleiermacherstrasse, czyli ulica osoby robiącej zasłony (z niem. Schleier - zasłona).


Zobaczcie też kadr z filmu, o którym piszę i jaki możecie znaleźć na Barlickiego przy piekarni. Jeżeli jesteście zainteresowani filmami realizowanymi we Wrocławiu, tutaj znajdziecie ciekawe zdjęcia.

Ps. Piekarnię bardzo polecam. Zajrzyjcie do niej, chleb jest tradycyjny, przepyszny. Sama piekarnia od lat zdobywa najwyższe miejsca we wrocławskich plebiscytach.

Wrocław | Barlickiego