Daleko obrzeżach Ołbina leży sobie całkiem stara, miejscami zapadnięta od pocisków, wymęczona rozjeżdżaniem, ale ciągle działająca kostka brukowa. Zupełnie taka, jak ulicę obok. Jeden sześcian z granitu ustawiony obok drugiego. Nagle po kostce zaczynają przemieszczać się stopy. Ktoś równym tempem idzie wgłąb kamiennej ścieżki. Śledzę jego kroki. Startuję, gdy tylko prawą nogę stawia pod odpowiednim kątem. W biegu łapię zamykające się drzwi.

Przechodzimy przez lastryko, a później cementowe kafle z Leśnicy. Te charakterystyczne, sześciokątne. Teraz oboje oglądamy ściany. Przez okulary lub obiektyw. Litery vs. wzory, ogłoszenia sąsiedzkie vs. kafle misieńskie.

Rozmawiamy chwilę o kamienicy. Chwalę mieszkańców za korytarz, zauważam zalety klatki schodowej. Osoba, za którą tu przyszłam odpowiada krótko i konkretnie:

- Dziękuję. Bardzo się staramy.

______________

Jak wiele nas 'spotyka', a o ile się staramy?








Wrocław |  Bujwida



Poznaj Gospodarza

- Tak to kiedyś wyglądało - podaje mi wydrukowane, czarno białe zdjęcie. - Przed każdą kamienicą zieleń. I dlatego teraz tyle walczę z tym trawnikiem. Nigdy bym nie pomyślał. Ja i ogródek? No ale co zrobię, chcę mieć ładnie! - mówi, a kącik jego uśmiechu kołysze się kokieteryjnie. Przecież od razu wiem, że wszystko, co robi musi być dopięte na ostatni guzik.

Z drzwi obok wychodzi kobieta, chwali zmiany przed domem. - Ładnie, ładnie, ale to dopiero początek, Tutaj planujemy zlikwidować ten peerelowski kwietnik, a pod ścianą - rysuje rękami prostokąt w powietrzu - będzie stojak na rowery. - Tak, tak. My też musimy zrobić porządek - obiecuje sąsiadka. - To cóż, zapraszam do mnie. Pożyczę narzędzia, jak trzeba.

- Przyznam, że chwilę patrzyłem co tu pani robi. Jak to mówią, mam coś na punkcie tego miasta - stwierdza. Przyznaję, że ja też. - Coś pani pokażę - i zaprasza mnie do swojego gabinetu.

Na dzień dobry rozkłada wielką mapę powojennego Wrocławia. Opowiada, pokazuje zniszczone dzielnice bez dachów, omawia przebieg frontu. Przeglądamy albumy "Wrocław na fotografii lotniczej okresu międzywojennego" i "Wrocław 1947". Porównujemy, odnajdujemy ciekawe punkty. Zauważam, że ma kilka takich zdjęć przypiętych do tablicy nad biurkiem.

- A tak właściwie to jestem Piotr.

Wrocław Piotra

- Tutaj, pamiętam, bawiliśmy się z kolegami. Aż wstyd się przyznać, że się to pamięta. A tu jest plac muzealny. Wiesz czemu jest muzealny? - zwraca się już do mnie per 'ty' - To akurat mi koledzy opowiadali. Teraz stoi tam szkoła, tysiąclatka. Muzeum rozebrali dopiero w latach 60. Dlaczego? Dzieci było dużo, a budynek miał kolumny z marmurów. Chętnie brała to Warszawa. Taki materiał! Inne budynki też znikały w pierwszych latach wojnie. Na przykład obok dzisiejszej opery... Ale czekaj, bo pominęłaś  najważniejsze! Zobacz co jest w holu, ale zanim wyjdziesz, zasłoń oczy, jeszcze zasłoń. Ok... A teraz obróć się!

Miał rację. Wielki wydruk archiwalnej pocztówki (patrz niżej) dumnie wisi naprzeciwko wejścia. Na nim ulica Świdnicka, ale w nieco innym kształcie. Dzisiaj czegoś brakuje.

- To Generalna Komendatura.

Ukryte

- Chodź, pokażę ci jeszcze jedną ciekawą rzecz. Musimy chwilę się przejść.

Mijamy nowy budynek. Powstał na działce po wyburzonej białej willi. Wgłąb ulicy drzewa zagęszczają się. W końcu stajemy.

- Czy to nie jest piękne? - otwiera ramiona gestem włoskim, jak jego okulary oraz perfekcyjnie dopasowana marynarka. Prezentuje minaturkę parku Tołpy. - Aż chce się oddychać! Na chwilę z pracy wyjść! Wiesz, to była porządna dzielnica i taki skwer to czysty prestiż okolicy. Takie ukryte cudo.

Zgadzam się z każdym słowem. Trafił swój na swego. Ale zaraz, jeszcze nie mam żadnego zdjęcia kafli. Żegnamy się i szybko wracam do kamienicy, bo każdy ma jakieś ulubione UKRYTE.














Zdjęcie, które podał mi Piotr było bardzo podobne do tego:











Wrocław | Saperów
Pochodzenie: Teichert-Werke, fabryka fajansu i porcelany Miśnia

Krótko przed #detalfest

Sobotni poranek, pierwszy z chłodniejszych tego roku. Wsiadam do tramwaju na przystanku Łódź Fabryczna. Wsiadamy we dwójkę, ale nie ma wolnych miejsc obok siebie. Zauważa to pewna starsza pani i przesuwa się o jedno siedzenie do przodu. Podchodzę do automatu kupić bilet, a kiedy wracam, wychyla się do mnie przez ramię:

- Coś pani opowiem - i obraca się jeszcze bardziej.

- Kiedy byłam młoda, też przesiadłam się, tak jak teraz, żeby małżeństwo mogło usiąść obok siebie. Zobaczył to pewien mężczyzna. Podszedł do mnie, powiedział, że skoro tak dobra dziewczyna jestem to on zagra mi na harmonijce ustnej. A wie pani, wtedy akurat zmarł mój mąż... Tamten w tramwaju grał piękne piosenki. Ze 'Skrzypka na dachu' i różne inne, aż zagrał 'Ta ostatnia niedziela'. Mój mąż zmarł w niedzielę. - Milczy przez moment.

- Wie pani co, dobro wraca. Zło też wraca, ale DOBRO WRACA. - zamyśla się na chwilę. Dziękuję jej za piękną historię. Uśmiecha się delikatnie, chwilę milczy i wysiada z tramwaju. A ja już wiem, jak to jest znaleźć się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.


Na #detalfest

Z energią opowieści o powracającej karmie trafiam na #detalfest. Poza niezłą grupą freeków kamienicznych, będzie tu też wernisaż, gra miejska, a nawet degustacja specjalnie ważonego, festiwalowego piwa. Gdzie jeśli nie w Łodzi może zdarzyć się coś takiego?

Opowiadam o wrocławskich kaflach z old kafel story. Publiczność żywo reaguje na historie odkrywania Wrocławia. Wrażenia - bezcenne.

Największą zaletą #detalfest są jednak spotkania, ponieważ w jednym miejscu pojawiają się postaci z polskiego uniwersum detalu. Do moich bratnich dusz zaliczam na pewno Kamila, czyli Literołapa, który fotografuje i rekonstruuje toruńskie stare napisy reklamowe. Gdy tylko zaczyna opowiadać o tym co robi, uśmiecham się szeroko, bo wiem, że czuje temat podobnie. Ujmuje mnie historia o reklamie zakładu fryzjerskiego Franciszka Laksa, bo Kamil z pomocą przyjaciół dotarł do kroniki policyjnej, która opisuje utarczki fryzjera z sąsiadami. Dla Literołapa za poniemieckimi napisami stoją historie ludzi.

Wśród prelegentów pasją i pracowitością imponuje Katalog Zabytkowej Architektury Radomia KZAR. Z satysfakcją pokazuje detale Radomia. Dziewczyny robią sporo dobrego, żeby radomianie doceniali swoje miasto i je pokochali. 

Klasyka gatunku w postaci niestrudzonego Klatkowca, który podróżuje po całej Polsce docierając do trudnodostępnych zakamarków najbardziej niepozornych budynków, gdzie odkrywa perły detalu w postaci witraży, malowideł i ...ceramiki :)






Spacer w trakcie #detalfest

Czym byłby #detalfest bez oglądania detalu w terenie? Na spacer po Łodzi wykradamy się z Klatkowcem, który podczas prelekcji został zaproszony przez słuchacza do obejrzenia oryginalnej, modernistycznej windy. Dodam, że winda działa, więc nie opieramy się chęci przejażdżki.

Budynek stoi w środku dzielnicy, na której uliczni miłośnicy sportowych ubrań gwiżdżą do siebie porozumiewawczo. Drzwi otwiera nam (jak się okazuje) pasjonat architektury i absolwent ASP. Przynosi albumy i opowiada o budynku. Wnętrze jest proste i eleganckie. Na podłodze gorseciki. A do tego robimy przejażdżkę przeszło 70-cio letnią, sprawną windą. Zapach impregnowanego drewna, szum mechanizmu, trzask otwieranych ręcznie, dwudzielnych drzwi.

O windzie najlepiej opowie Wam wkrótce Klatkowiec. A migawki z klatki schodowej pokażę już teraz :)






Festiwal Detalu Architektonicznego odbył się w dniach 5-8 października 2017 w Łodzi i został zorganizowany przez Marię Nowakowską z Łódzkiego Detalu. Impreza odbyła się pod patronatem serwisu o architekturze - BRYŁA. Miałam tam swoją prelekcję o wrocławskich kaflach.


Łódź | #detalfest


Hatifnaty

- Chce pani tam wejść? - zanim odpowiem, wyciąga klucze z pobliskiego kiosku i otwiera drzwi kamienicy. Siwe włosy błyszczą mu spod beretu z daszkiem. - Proszę - mówi skromnie, uśmiecha się lekko, głównie oczami i wraca do krzątania się wokół blaszanej budki.

W środku jest przyjemnie, kafle odbijają światło na seledynowo. Zdobią je secesyjne kwiaty przypominające rzędy Hatifnatów z wyprawy marsjańskiej. Podobne są też na Parkowej.

Nieregularne dźwięki migawki przerywa szybko trzask otwieranych drzwi. Ktoś ciężko schodzi po schodach. Zanim jednak zobaczę autora tych odgłosów (psst! jak się okaże - autorkę), zbiega do mnie niewielki, czarny pies. Czeka pod samymi drzwiami, kiedy z półcienia korytarza, wychodzi ciemnowłosa, szczupła postać. Trzyma odpalonego już papierosa.

Ula - la

- Czeeeść! A co tu tutaj robisz? - mówi ze sporą ekspresją głosu. - Opowiem ci wszystko o tej kamienicy... pod dziewiątką Dąbrowscy, pod trójką... no... Kownacka. A tak w ogóle to Ula jestem. - podchodzi do mnie i wyciąga dłoń, tą bez papierosa. Poznajemy się. - Pies to córki jest. Córka w pracy, a ja dzisiaj mam wolne. Pijana jestem, dwa piwa wypiłam, a to małe - wskazuje na psa, który zdążył już położyć się i przytulić do kafli - Chciało wyjść, to trzeba wyjść.

- Co chcesz wiedzieć o tej kamienicy? Pod dziewiątką Dąbrowscy, pod jedynką dentystka... Kiedyś to wszystkich znałam, ale teraz... Teraz się ludzi nawprowadzało. Kiedyś na Sylwestra wszyscy razem wychodzili, się znali. E... tamte czasy. - macha ręką i zmienia temat. Przez chwilę nie słucham jej uważnie, bo pod sufitem dostrzegam płaskorzeźbę z nagimi postaciami (parz niżej). - Przepraszam cię bardzo, pijana jestem, wypiłam dwa piwa. No ale wolne mam. Opowiem ci wszystko, tylko to małe chce wyjść. Może chcesz mi towarzyszyć? - proponuje.

Odmawiam. Mówię, że chcę skończyć zdjęcia. Wyciąga telefon.

- Słuchaj, zadzwoń do mnie. W niedzielę. Bo teraz pijana jestem, dwa piwa wypiłam, przepraszam. Wtedy wszystko ci opowiem o tej kamienicy. Co tylko chcesz. Tylko nie pamiętam swojego numeru. - pochyla się na chwilę nad telefonem, kilka razy przełącza opcje. - To jest to? No, to jest mój numer.  Zrób zdjęcie. - robię (parz niżej) - I zadzwoń do mnie. A ja idę, bo to małe już nie wytrzyma. To do usłyszenia, cześć!

Znika za drzwiami i wtapia się w krajobraz Hub, które są wyjątkowo słoneczne tego dnia.

__

Też uwielbiacie takie spotkania?












Ps. Imię Uli zostało zmienione.

Wrocław | Przestrzenna

Zajrzyj też na mapę kafli, może cię zainspiruje :)

- Mieliśmy tu pewne problemy z kradzieżami i dlatego nie wpuszczamy nikogo. No ale dobrze, niech będzie.

Po chwili schodzi w kapciach i domowej, wygodnej spódnicy do niebieskiej klatki schodowej. Chwilę mi się w bezruchu przygląda, weryfikuje, czy mówię prawdę i milcząc odchodzi. Można mi ufać. Na szczęście, bo trudno byłoby tu obejść się smakiem, a prób znalezienia się za drzwiami było kilka. Kamienica jest pilnie strzeżona. W środku kafle mienią się jak landrynki. Smacznego!














Wrocław | Wapienna