Wydawało się, że wszystko pójdzie gładko. Rzut oka. Są. Moment, no może dwa. Byymm łiłiłiłi, drzwi się otwierają. "Dzień dobry, ładne kafle. Dziękuję." Cyk, cyk.

"To wchodzi się czy wychodzi?" - zniecierpliwiony głos pani o siwych, kręconych, krótko przystrzyżonych włosach przerywa chwilę radości. "Zrobię tylko zdjęcie." Głęboki oddech, a dalej cisza. Obserwacja w ciszy, którą niezawodnie tnie migawka. I jeszcze więcej obserwacji.

Ok, mam dosłownie kilka zdjęć, ale wychodzę stąd. Nie jestem tu po to, by być intruzem. Łiłiłi baaach! Gdy tylko samozamykacz kończy wykonywać swoją pracę, z twarzy napotkanej osoby znika napięcie. "Te kafelki jeszcze poniemieckie. Pamiętam, bo wprowadzilam się po wojnie. A kamienica do remontu w latach pięćdziesiątych oddana, na początku." Wschodniopolski akcent dodaje wypowiedzi uroku. Znikam, a pani odprowadza mnie wzrokiem. Później okazuje się, że na zdjęcia nie da się patrzeć.

Wracam następnego dnia. I dzięki temu zauważam inne, niedomknięte drzwi. Za chwilę w korytarzu znajduję kafla #32. Znacie historię? No ale zostało jeszcze coś. Czekam.

Pomagam wnieść wózek z zakupami i tym razem robię zdjęć do woli. Widocznie wtapiam się w krajobraz, bo już dziewczyna i puchaty pies mijają mnie niewzruszeni :)

Myślicie, że warto było wracać?













Wrocław | Stein

#33. Wzór jakby spod igły tatuażysty wychodziły łzy. W graficznej interpretacji, uproszczonych kształtach i nie oczywistych niebieskosciach. Takie, że można zrobić z nich naszyjnik.

Lekko spękana glazura dodaje tu tylko uroku.














Wyobraź sobie, że ziemska misja na Marsa ląduje z powodzeniem na czerwonej planecie. Dokuje swój pojazd w bazie wypadowej przy miejscu wyjścia na powierzchnię, zakłada skafandry, bierze niezbędne narzędzia dokumentacyjne i kilka razy zapuszcza się w nieznane, ale wraca bez nowych danych. Z pustymi rękami.

Okazji pobytu na Marsie nie chcą przepuścić niektórzy - ci mniej racjonalni - członkowie załogi. Rozsadza ich ciekawość i postanawiają nie dać za wygraną. Odwiedzają to miejsce ponownie. I znowu nie sięgają po zasoby, których istnienia są pewne ich naukowe umysły. Z każdym dniem nienasyconych optymistów jest mniej, aż na pewną wyprawę wybiera się tylko jeden z nich. Początkowo powtarza wypracowane wcześniej czynności. Ale zanim trafia w znajome miejsce, rozgląda się uważnie. Tym razem nie musi przekonywać pozostałych członków załogi do złamania procedur, więc szybko podejmuje decyzję o zboczeniu z trasy. Idzie w stronę uchylonych drzwi...

Tam odkrywa kafla #32, którego motyw dekoracyjny nie przypomina mu żadnego z ziemskich kwiatów, a w zbliżeniu wygląda raczej niczym Hatifnatowie ze skandynawskiej bajki. Astronauta odnotowuje też obecność drewnianych sanek stojących w rogu pomieszczenia. - "Dziwne"- myśli, bo przecież jest koniec lata, a tutaj stoją sanki, drewniane, pewnie używane do zjazdów z obleganej zimą górki w Parku Tołpy. Po chwili jego uwagę przyciągają dwa detale. Tafla ciemnych kafli odbija posadzkę, tworząc, jak na jego nietutejszy gust, trochę przesadzoną całość. Miejsce po remoncie zapełniono farbą w tym samym kolorze i dla ciągłości dekoru, zarysowano kwiaty. Odnotowuje to swoją aparaturą.

Gdy wraca do bazy, załoga raz po raz szeroko otwiera oczy ze zdumienia. Nic nie wiedzieli o jego samotnej wyprawie. Zebrane dane są tak zaskakujące, że postanawiają odznaczyć go medalem zasługi.

Kosmonauta świetnie czuje się z tym, że to, co zrobił (a robił, tak jak czuł), wywołało taki entuzjazm. Jeszcze tego nie wie, ale na ten sam wzór zdarzy mu się natknąć w innych częściach przestrzeni kosmicznej. Pssst! Pewne źródła wskazują, że będzie to ulica Parkowa i Przestrzenna, ale o tym przy okazji kolejnego raportu z Marsa. Znaczy Ołbina.















Wrocław | Stein
Pochodzenie wzoru:  Teichert-Werke, fabryka fajansu i porcelany Miśnia, 1900 r.