- Aa! Mogę wejść i zrobić zdjęcia?
- Ale czego?
- Kafli. Są takie ładne w tym wejściu.
- Kafle? (???)
- Tak, takie kafelki. Na ścianach.
- E.. Co? Nie widziałem.
- Takie stare, przy wejsciu.
- A po co jak można wiedzieć?
- Bo mi się podobają. Robię im zdjęcia, mam takie hobby.
- Eee... Ale dlaczego?
- No bo lubię to.
- Aha, dziwne. Ale okej.
- Mogę?
- Taak. Jasne. (Trzyma drzwi i obserwuje.)

Uśmiechnięty młody mężczyzna w zielono - czarnym swetrze z naszywką w postaci herbu Śląska Wrocław na prawej piersi otwiera mi drzwi do kamienicy. Ma krótkie jasne włosy i posturę piłkarza. Jest niedziela, południe, co prawdopodobnie tłumaczy jego odświętny strój i przyjazne usposobienie.

W szybie drzwi dziura po pięści, charakterystyczna dla tej części 'dzielni'. Jest na tyle duża, że można przez nią zrobić zdjęcie. Wolę jednak wejść do środka, zwłaszcza, że jest taka okazja. Chłopak przygląda mi się. Pilnuje.

Nieświadomy, że odbija się w kaflach.






Kaflowe wzory czasem się powtarzają. Dlaczego kafel #11 może wyglądać znajomo? Sprawdź >


Wrocław | Barycka
Pochodzenie: Teichert-Werke, Miśnia


Spacer po - określmy to delikatnie - mocno nieidealnej 'dzielni', bywa szybki i zachowawczy. Nieoświetlone jesiennymi wieczorami ulice potrafią straszyć chłodem i przeciągiem. W oknach tlą się cienie słabego oświetlenia, migają telewizory. Gdzieniegdzie da się dosłyszeć krzyki kłótni, czy wyczuć alkoholowy wyziew. 

Niedzielne popołudnie upływa tu spokojnie. Jest tak samo pusto, bo mieszkańcy odświętnie ubrani wyruszają odprawiać swoje rytuały. Ich cel zgaduję po kolorze - zieloni vs. czarno-szarzy. Wtedy mam okazję lepiej przyjrzeć się okolicy. Swoje spostrzerzenia dokumentuję czym popadnie. Czasem udaje mi się ustrzelić parę kafli przez brudną lub wybitą szybę. To znak, że wrócę.






Gdyby Steven Spielberg kręcił tutaj swój film, pewnie byłby to film kostiumowy. Zakładam, że twórczość reżysera Listy Schindlera nie podąży w tak nieoczekiwanym kierunku, więc jest to miejsce, które pozostanie podziwiać nielicznym obserwatorom. I to na dodatek ukradkiem. Przez szybę lub dziurę po brakującym elemencie drzwi, w bocznej uliczce położonej kilka kroków od Parku Tołpy. Wierzcie mi, nikt nie spodziewałby się tutaj tak nadproduktywnej secesji.

Kafel #10 to rzecz nie tylko dla fanów wiktoriańskich klimatów, wyjętych z korzeniami z serialu Downton Abbey. Mają szansę polubić go poszukiwacze staroci, miłośnicy porcelany i wszyscy ludzie, którzy tolerują zgaszony kolor groszkowy. Mają, ale czy kafel #10 zdobędzie ich względy, zależy od tolerancji na detale. Jazda jest ostra, bo trafiamy w otoczenie upstrzone wzorami. W polu widzenia mamy ich conajmniej 4 - patrząc od krawędzi są to 1. abstrakcyjne łaty, 2. kombinacja irysów i ważek, 3. liście bluszczu, 4. geometryczny wzór posadzki. Z resztą, popatrzcie sami:







To właśnie słynne wrocławskie kafle w ważki :)

Wrocław | Chemiczna

Mroczny, szary i zimny. W kolorystyce skandynawskich trillerów, które ostatnio namiętnie oglądam. Podszyty ciarkami na plecach, dźwięczny jak blaszany parapet w kontakcie z kroplami deszczu. Powoduje, że w mojej głowie zaczyna grać utwór Far From Any Road (posłuchaj), bardziej znany jako theme song z serialu True Detective. Wytropiony, ale trudno dostępny kafel #9. 

Miało się skończyć na jednym zdjęciu zza szyby, bo mimo 3 prób i łagodnych próśb kierowanych 'przez domofon' do mieszkańców kamienicy przy Walecznych, nikt nie chciał otworzyć drzwi. Dopiero Pan, który robił remont, widząc moje starania (i przewieszony przez ramię aparat), zaproponował, że wpuści mnie do środka. 

Choć na zewnątrz było słonecznie, kafel #9 pozostał gniewny.








Wrocław | Walecznych

Z tą ulicą jest jak z dziewczyną bez makijażu, która dopiero przy drugim spojrzeniu przyprawia o zawrót głowy. Chodzisz obok niej i nie widzisz jej urody, bo ulegasz wrażeniom. A tuż obok Ciebie kryje się skarb. I pojawiają się subtelności, gładkie powierzchnie, giętkie linie, unikalne pigmenty.

Ta miłość to świeża sprawa, bo zawsze w mojej głowie krążyły najgorsze patologiczne wyobrażenia. Właśnie tutaj robiono akcję policyjną z udziałem śmigłowca, który nocą w poszukiwaniu zabójcy rzucał krąg światła na wysłużoną kostkę brukową. Argument, by trzymać się z daleka. Na szczęscie kiedyś mnie tu przywiało. Zawijająca się droga, przy niej kamienice, stare drzewa, a zaraz park, prześwitująca między kamienicami sczerniała wieża, poniemieckie napisy, dziury po kulach. Wystarczyło zajrzeć tu i ówdzie. Zgadnijcie co.

Kafel #8.





Tylko co będzie, jak nałożą make-up?




Wrocław | Barlickiego

Ojcowie parkujący fordy na krzywych krawężnikach, długowłose dziewczyny noszące palety, białe materace, pakunki w reklamówkach rozpadających się pod ciężarem zawartości, podtrzymywane nogą samozamykające się drzwi. Słońce.

Wrześniowy ruch wzbija uleżały w kamienicach kurz, a dla oczu przechodniów otwierają się wnętrza klatek schodowych. Chłodny powiew, za nim pomazane ściany, podrdzewiałe poręcze z przypiętymi stalowymi linkami rowerami i kontrasty takiego na przykład kafla #7.







Wrocław | Barlickiego
Pochodzenie: Villeroy & Boch, Mettlach


Jest i kafel #6. Z delikatnym wzorem, klasyczny i prosty. Nieekstrawagancki, bez kontrastów, czasem trochę zakurzony. Kobaltowy.

Bez zbędnego przepychu, nie narzuca się mieszkańcom, którzy pewnie całą swoją energię koncentrowaliby i tak na ważniejszych sprawach niż jakiś pstrokaty, pochłaniający uwagę wygląd klatki schodowej. Przechodzili tędy często z zaprzątniętą głową, może wybiegali bez parasola na deszcz, by zdążyć na zajęcia do pobliskich klinik.







Wrocław | Walecznych

Kafle kochają niebieski. Pełno go we wzorach kafli śródziemnomorskich, niemało we Wrocławiu (chodźcie ze mną dalej, a przekonacie się). Klatki schodowe wyłożone nimi wyglądają wręcz baśniowo. Tak, intensywny niebieski mógł być ulubionym kolorem mieszczan przełomu XVIII i XIX w. A wszystko ceramiczne, co niebieskie barwiono kobaltem. Tym samym, którym malowano wzory na porcelanie. Kiedyś kobaltowy niebieski się znudził i do barwnika dorzucono cynk. Dlatego kafel #5 jest szarozielony:








Wrocław | Walecznych

Lokatorzy kamienicy  przy Walecznych często zostawiają uchylone drzwi, które blokują zwiniętą w rulon wycieraczką. Idą z zakupami, wnoszą wózki lub podpierają się laską siląc się na kolejne kroki. Choć prawie nie wykraczają poza skalę szarości, na kafla #4 zwykle nie zwracają uwagi.




Ps. Po około 10 latach kafel #4 doczekał się aktualizacji. Zdjęcie ze spaceru po Ołbinie 29.07.2017 r.:



A tutaj kafel #4 przed i po:


 


Wrocław | Walecznych
Pochodzenie: Teichert-Werke, Miśnia

Wystarczyło zrobić jeden krok w inną niż zwykle stronę, by odkryć kafel #3. Wejście przy Sienkiewicza nie wygląda na stare ani (tym bardziej) tajemnicze. Ale gdy otworzy się drzwi pojawiają się kształty i faktury, które komponują się w całkiem szorstki klimat. Z jednej strony pastelowy i delikatny kafel #3, z drugiej obsmarowane napisami i pozaciekane ściany, z trzeciej ponacinane plastiki pstryczków elektryczków.







Wrocław | Sienkiewicza

Stare, zaniedbane, szare i z dziurami po kulach. W ich wnętrzu wszystko lepi się od brudu, a w powietrzu unosi się zapach uryny. Przy ulicach o średniej reputacji, w dzielnicach, gdzie lepiej nie chodzić samemu po zmroku. Takie są często kamienice, w których znajduję kafle.

Budynek przy Reja, w którym jest kafel #2 należy do wyjątków. Zadbany, przestronny i jasny (jak kafle, którymi przed wojną wyłożono klatkę schodową) - swoim wyglądem przypomina willę. Kafle z delikatnym, 'łazienkowym' wręcz motywem można zobaczyć przez czystą szybę przeszklonych drzwi.







Wrocław | Reja


Kaflową historię rozpoczynam od miejsca, które zrobiło na mnie wielkie wrażenie.  Kto zechce się przejść niepozorną, schowaną 'gdzieś tam na uboczu' ulicą Walecznych, ten sam przekona się ile starych kaflowych wzorów można przy niej znaleźć. Kiedy zerknie się do wnętrz zabytkowych klatek schodowych, praktycznie na każdym kroku można znaleźć skarby, takie jak kafel #1.








Wrocław | Walecznych